Kilka rozważań o emerytach za kierownicą

0

Dziś podzielę się moimi wątpliwościami, czyli zagadnieniami, które są rzeczywistymi problemami, a nie znalazły u mnie jednoznacznego stanowiska.

Jedną z takich spraw jest prowadzenie samochodów przez osoby w podeszłym wieku. Większość z nas kierowców zetknęła się z przejawami daleko idącej niesprawności za kierownicą ze strony takich osób. Oczywiście starość przychodzi na każdego w innym wieku i nie sposób podać od którego roku życia zaczyna się ten problem. Sam znałem małżeństwo, gdzie żona „wkładała” męża za kierownicę bo, nie mając prawa jazdy, nie mogła w inny sposób pojechać na spotkanie ze znajomymi. W innym przypadku On miał przewlekłe problemy z kręgosłupem szyjnym do tego stopnia, że nie mógł w ogóle obrócić głowy i żona decydowała czy coś nadjeżdża i czy można ruszyć ze skrzyżowania. Podobnych sytuacji moglibyśmy namnożyć tysiące….ale :

dla tych ludzi jest to często jedyny sposób na kontynuowanie życia w dotychczasowym „wymiarze”. Często to możliwość samodzielnego zrobienia i przywiezienia do domu zakupów. Często to element oddalający świadomość o nieuchronnie zbliżającej się niesprawności i bezradności. Istotne jest również to, że tacy kierowcy nie szarżują na drodze, nie przekraczają rozsądnej prędkości i nie jadą po alkoholu. Wprowadzenie jakichkolwiek badań psychomotorycznych, prędzej czy później, prowadziłoby do wstrzymania uprawnień do prowadzenia pojazdów i skazywałoby tychże na izolację i duże koszty dowozu komercyjnego.

Kolejną taką sprawą jest dostęp do pojazdów o ogromnej mocy osób niedoświadczonych i nieposiadających wystarczających umiejętności. Celowo nic nie piszę o wieku tych osób gdyż nie on decyduje o umiejętnościach i , paradoksalnie, o doświadczeniu. Są dwudziestolatkowie, którzy od wielu lat jeżdżą gokartami, a potem autami sportowymi i naprawdę potrafią nad nimi zapanować. Przypomnijmy sobie katastrofę, jaką spowodował jakiś norweg, popisujący się na ulicznej imprezie swoim Pagani o mocy ponad 800 KM. Utrzymanie w ryzach takiego smoka wymaga umiejętności i doświadczenia, ale rozumianego jako obycie z autami takiego rodzaju, a nie doświadczenia 30 lat za kierownicą…..Poloneza. Z całą jednak pewnością auta o mocy ponad 300 KM nie zachowują się w każdych rękach „karnie”, podobnie jak agresywnego rumaka nie powinien dosiadać byle jaki jeździec. Takie auto może spowodować poślizg kół zarówno przy zbyt gwałtownym dodaniu gazu jak i przy jego zbyt ostrym ujęciu. Moje wątpliwości budzi zagadnienie, jaką drogą weryfikować umiejętności i kto miałby to robić ? I w jakim trybie ?Można by wymagać od osoby zamierzającej prowadzić takie auto dodatkowych uprawnień, jak jak np. dla aut z przyczepą. Zdobywałoby się takowe np. na dodatkowym kursie doszkalającym, prowadzonym przez specjalistów, jak kierowcy rajdowi czy wyścigowi. Swoją drogą to chyba niezły pomysł.

Dla wszystkich amatorów wielkich mocy byłaby to duża szansa na dowiedzenie się czegoś więcej, co pozwoliłoby dłużej zachować swoje „organy”. Oczywiście obowiązkowo jazdy z zawodowymi kierowcami(zawodowymi od sportu a nie od np. taksówek). Znam historię chłopaka, który po paru próbach w rajdach zapragnął zrobić „wynik”. Do celu miał go doprowadzić zakup rajdówki od poprzednio rocznego Mistrza Polski. Doszło do kontrowersji ,czy to ta sama rajdówka z mistrzowskich przejazdów , bo pierwsza samodzielna próba dała wynik mizerny. Mistrz zasiadł za kierownicą auta w kolejnej imprezie, a znajomy był pilotem. Efekt – mimo kłopotów na trasie – 3 miejsce. Skutek był odwrotny do oczekiwanego. Znajomy zamiast iść tą drogą , wkrótce wycofał się z rajdów, opowiadając jak został przewieziony 130 km/h krętą, leśną przecinką gdzie prawie ocierali się o drzewa. Jak wysiadał z rajdówki, miał miękkie nogi i był spocony jak mysz. Chwała mu za to, że sam zrozumiał, że to sport dla nieco większych szaleńców. A wracając do tematu, wcisnąć gaz i rozpędzić się do 200 potrafi nawet cegła położona na pedał . Gorzej już gdy przyjdzie skręcić lub hamować. To tak jak na nartach, można stanąć na górze i rozpędzić się „na krechę”. Życie zweryfikuje nas przy skręcie lub hamowaniu.

Wątpliwości budzą też sytuacje tuningu zwiększającego moc aut. Tunerów należałoby wówczas zobowiązać do przeprowadzenia aut przez hamownie, a nową moc wbijać do dowodów rejestracyjnych. Domyślam się, że właśnie podpadłem ścigantom z ulicznych pojedynków, ale niestety wielu z nich jest pokroju tych „cegieł”, a życie zweryfikuje ich przy zakręcie lub hamowaniu.

Mam świadomość kontrowersyjności tych tematów. Wiem jednak , że każdy, kto ma pojazd, – „nie zawaha się go użyć”. Jeśli macie jakieś przemyślenia w tych lub podobnych kwestiach – proszę podzielcie się. Nic, co po(d)jazdowe nie jest nam obce …